O tym, że produkcja mleka zaczyna się w głowie dowiedziałam się w pierwszych dwóch tygodniach życia Kuby. I to z Internetu! Od Hafiji, od innych mam blogujących. Nasz pierwszy tydzień w domu po narodzinach to był dla mnie swego rodzaju intensywny kurs karmienia - teoria i praktyka. Bo przed porodem nawet teorii nie miałam - ok, wiedziałam, że dziecko pije z piersi, że I mleko to siara, i w sumie tyle.
Nie wiedziałam, że tak bardzo mogą popękać brodawki; że Dzidziek będzie najchętniej ssał 24h na dobę.
W książkach tego nie napisali... A poradni laktacyjnej u mnie w mieście nie ma. (dzięki Bogu za fajne położne i pielęgniarki, które nie podsuwały MM)
Z czasem było u nas coraz lepiej (jak wiecie z wcześniejszych postów), ale cały czas się dokształcam! :)
Obserwuję Kubę, siebie, nasze dni... I co chwilę odkrywam coś nowego!! Jak np. w tym tygodniu.
Ale od początku... :)
Od poniedziałku wprowadziliśmy Kubie kaszę z glutenem na śniadanko, potem jabłko-deserek i obiad-warzywko. Bardzo chcieliśmy by jadł metodą BLW.
Poniedziałek był na luzie. Kaszka-kilka łyżeczek, ziemniak sobie miażdżył rączkami; mała grudka, która dostała się do buzi została wypluta (już wiem, że ziemniak nie jest lubiany)
Wtorek - kaszki więcej zjadł, jabłko (starłam) też parę łyżeczek; ziemniaka przespał :) Cycusie produkowały mleko jak szalone!!
Środa - kaszka ok; jabłko ok; a ziemniak.... ziemniak z masełkiem, ale zmiażdżyłam na papkę i wsadzałam w dziubek.
Tak samo w czwartek, z tym, że doszła marchewka... I zauważyłam coś dziwnego: cycusie zwolniły - w sumie już w środę wieczorem!! W czwartek słabo "się ładowały" - mimo, że normalnie jadłam, przyjmowałam dużo płynów.
W piątek od rana już się zestresowałam co jest grane??!! W sumie Kuba bardziej się stresował, bo nie leciało strumieniem jak lubi, tylko musiał nieźle ciągnąć.
I usiadłam pod wieczór. I zaczęłam myśleć i analizować tydzień. I ODKRYŁAM przyczynę "słabego ładowania"!!!! : STRES! Mój stres, moje myśli dotyczące tego, że Kuba się nie najada. Że jest głodny, że za mało je stałych, świeżo co wprowadzonych pokarmów!
I od razu kontynuacja w mojej głowie: "Kobieto; opanuj się!! ;) wszystko jest ok!" Przecież dziecko na początku tylko smakuje pożywienia stałego. Karmienie piersią jest cały czas podstawą jego żywienia i mu wystarcza. Nie wpychaj w niego zmiażdżonego jedzenia, tylko Mu zaufaj! :)))) Ma czas!
Więc dziś wzięłam na luz. I zaufałam.
Dziś rano jak zwykle kaszka. Jabłuszko przespał Potomek. A potem ugotowałam marchewkę. W sumie 2 duuże; na parze. Pokroiłam w słupki - takie do rączki. Posadziłam Kubę w krzesełku, zawinęłam w śliniak i położyłam przed nim kilka marchewek.... Spojrzał na mnie: "A co mam niby z tym robić??"
Wzięłam jedną do ręki i przesadnie nią manewrując zaczęłam jeść i mlaskać ;)))
Zobaczyłam w jego oczkach TEN błysk! "Aaaa... To tak się tym bawimy..."... i chwycił marchewkę i wsadził do buzi!!! Odłamał sobie kawałek - za duży! I już, już miałam interweniować, ratować, ale się wstrzymałam.
Oczka się załzawiły, zakrztusił się lekko i sprawnie cały kawałek wypluł!! Już myślałam, że się zniechęci, a On wziął kolejny kawałek i już mniejszy sobie umlaskał!! :) i połknął :DDDDDDDDDDD
VICTORY! :))))
Potem jeszcze parę mniejszych kawałeczków dotarło do dziubka. Co prawda większość wylądowała na podłodze lub była wyciskana spomiędzy paluszków. To co :))))
Ale ta radość!! Ta niezależność jaką się dało wyczuć!! Był zachwycony :)))) Karmienie łyżeczką było troszkę walką o to by dotarła ona z jedzeniem do buzi, a Kuba ją próbował przechwycić. Tu miał wolną rękę. Zero wtrącania się, zagadywania, przepychania.
Cycusie ponownie zaczęły porządną produkcję mleka - Mama się rozluźniła, uradowała :)
Tyle wystarczyło - zluzować. Nie martwić się, nie kreować problemu, nie stresować się.
Zaufać sobie i dziecku.
Ciało kobiety jest niesamowite! Samo wie jak przekazać potrzebę. Czy brakuje jakiś witamin, czy coś nas męczy.
Z tym, że mój mózg potrafi dać mi sygnał, że coś jest "nie halo" z moim ciałem, ze mną - wiedziałam już wcześniej. Ale jego współpraca z cycusiami jest fenomenem dla mnie :)
Mamy: ufajcie sobie. Ja się uczę tego każdego dnia. Każdego dnia sobie o tym przypominam :) teraz też wiem, że jeszcze muszę pamiętać by ufać swojemu Dziecku :)
W głowie siedzi dużo mleka, oj dużo! :)
OdpowiedzUsuńmacierzyństwa uczymy się od własnych dzieci :)
OdpowiedzUsuńbardzo mądrze piszesz ;)
OdpowiedzUsuńta relacja mózg-cycuś jest dla mnie czymś niesamowitym. U mnie dłuuuuugo nie zaskakiwała - przez kilka tygodni karmiłam systemem mieszanym, ale się udało!!! Teraz jedziemy na samych cyckach :)
OdpowiedzUsuń